sobota, 12 września 2015

Mercedes W140 - 2300 kilogramów szczęścia

  Historia trochę zmyślona, trochę prawdziwa


Stan obecny. Nie mylić ze stanem sprzed roku ;-)
Biorąc pod uwagę, że prawie wszystkie wystawiane w PL na sprzedaż Mercedesy W140, niezależnie od tego czy kosztują 10 czy 60 tys. zł. to istne perełki, igiełki i inne akcesoria pasmanteryjne, postanowiłem "odiglić" przynajmniej jeden egzemplarz. Historyjka jest w jakimś stopniu prawdziwa, co najmniej od momentu zakupu przez X. A może cała?

   Właściciel nr 1 - Jurgen Rotschnitzel - posiadacz sieci restauracji w Niemczech. Zapłacił za auto kupę kasy, ale zapewne było go na nie stać. Chciał poruszać się czymś, co budzi powszechny respekt, a że do tego był patriotą, nie wchodziło w grę nic innego jak tylko Mercedes. Samochód był dla niego środkiem do przemieszczania się i niezbyt się nad nim rozczulał. Kiedy jego patriotyzm osłabł, nabył sobie Bentleya.

   Właściciel nr 2 - pochodzący z Gruzji, zarządzający siecią hamburskich domów publicznych Muchran Sramnagviazdę. Kupił, bo mu się marki nie mieściły w walizce. Większość kilometrów Muchran  nabił na odcinku praca - dom, czyli Reeperbahn - Schanzenviertel. Jeździł "esą" od listopada 1995 roku do marca 1997, kiedy to znaleziono go siedzącego na fotelu kierowcy z dość dużą dziurą w głowie. Żona szybko pozbyła się limuzyny, sprzedając ją za bezcen handlarzowi z kraju, który Kurdów nie lubi. Ten wysprzątał wnętrze z resztek głowy Gruzina i wystawił Mercedesa w swoim małym "Sklepie z Marzeniami".

   Właściciel nr 3 - Otto Normalverbraucher - jeździł gwiazdą do 2003 roku. Bardzo był z auta zadowolony, a jego radość sięgnęła zenitu, gdy pijany Rumun wjechał mu w tylny lewy błotnik, dopychając auto delikatnie do stojącej z przodu Vectry C . Otto już od jakiegoś czasu próbował sprzedać "esę". Do tamtego dnia bezskutecznie. Dalej historia jest bardzo typowa - samochód odkupiła firma ubezpieczeniowa, a od niej nabył go kumpel wspomnianego już kiedyś Kazka Szukaja - Jurek Cegła znany w środowisku bardziej jako "Przechuj", co dla niego szkoda całkowita nie istnieje. Polski przedsiębiorca powyciągał błotnik i co tam trzeba było, podrutował, uklepał, ulepił pomalował i sprzedał.

   Całkiem ładną furę kupił od niego gdański byznesmen, Janusz C, pseudonim "Machorka", działający w branży tytoniowej, a dokładnie zajmujący się (od niedawna) eksportem fajek tańszych niż 5 GBP. Słabo mu szło w biznesie - coś tam przechwycono, ktoś mu pogroził karalnie proponując przejażdżkę w bagażniku innej "esy" (tylko że z rocznika bieżącego). Z powodu licznych niepowodzeń zawodowych nie było szans na zakup wymarzonego Astona Martina, więc zamontował do "stocztedziestki" LPG (miał jeszcze trochę kasy, bo szarpnął się na wtryski Khein) i postanowił jeździć nią, aż j#bnie pompka od centralnego zamka.
   Zanim to się jednak stało, w Krakowie mu skrzynię uj#bało. Ot, taki rym się nawinął. A że nie miał kasy - samochód sprzedał na miejscu sprytnemu skupiarzowi (to nie byłem ja - ja nie jestem sprytny). Mercedesa, rzekomo w idealnym stanie (tylko ASB do naprawy), nabył nieświadomy właściciel nr 5 - marzyciel X, który zawsze śnił o W140. Po dwóch latach użytkowania chciałby jednak cofnąć czas i już nie śnić.   
   Naprawił skrzynię. Dwa razy! Pierwszy zakład okazał się być firmą widmo i skasował go 3 tys. zł. - za umycie skrzyni z zewnątrz. Po zamontowaniu okazało się, że nikt tej skrzyni nawet nie dotknął. Firma się zmyła, a przy okazji próby reklamacji wyszło, że pieczątka którą się posługiwali "mechanicy" należała do... zakładu fryzjerskiego. Następnym krokiem było zawiezienie skrzyni do Mysłowic i tam ją wyremontowano. Łączny koszt naprawy automatu (Vidal Sasoon - Wash&Disappear + Mysłowice) wyniósł około 8 tys. zł.
   Gdy można już było odetchnąć i poczuć się jak Sasza mknący stepami akermańskimi, pan X o mało nie skończył jak Dodi Al Fayed. Jak mu przy 200 km/h  pier#olnął łańcuch rozrządu, to aż silnik zgasł! Niemożliwe! To łańcuchy nie są wieczne?
   Łatwo się domyślić, że po tym "psikusie" M119 spod maski powędrował pod płot na wieczny spoczynek. Chciałem później ten silnik zabrać, ale X uparcie twierdził, że nie da - będzie stolik robił. Tak nawiasem mówiąc fajna sprawa taki mebel. "Kochanie zorganizuj pięciu sąsiadów, bo stoliczek trzeba pod ścianę przesunąć..."
   Szczęściarz kupił silnik z przebiegiem 50 tys. mil (nie podano mu tylko mnożnika), wymienił przy okazji kopułki, kable, świece, i trochę innego dziadostwa. Cała "przyjemność" kosztowała go wraz z wymianą około 10 tys. zł. Gość zrobił też wiązkę silnika, naprawił kupę innych rzeczy, powymieniał coś tam w zawieszeniu, nie sprawdził wyciągnięcia łańcucha, zepsuł klimę, zepsuł kupę innych rzeczy...
   Reasumując - Mercedes oraz zamiłowanie pana X do kontenerów z napisem "77777777" sprawiły, że kroki swe skierował do firmy " Pożyczki na dowód, bez zabezpieczeń, bez BIK, bez skrupułów". Wziął 8 tys. zł. na preferencyjnych warunkach w promocji dla posiadaczy V8. Po kilku miesiącach spłacił 10 tys. zł...  odsetek. Kapitał nadal odpowiadał jednak liczbie cylindrów.

   Teraz na scenę wchodzę ja - człowiek, który myślał że posiadanie i ogarnięcie Mercedesa W140 nie różni się zbyt mocno od posiadania i ogarniania choćby W124...  Ja - człowiek, który był w błędzie.

   Ten lepszy etap życia Mercedesa - w następnej części.